Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 4 lutego 2013

Im livin in a twenty first century











Ogólnie spoko. Ostatni tydzień ferii. Opierdalałam się równo przez zeszły. Brak chęci na naukę. Miałam dziś wstać o 9,pomimo,że połozyłam się przed 4,aby uregulować swój sen. No ale po 7 obudził mnie potworny ból jajników....wstałam. Poszłam do toalety, łyknełam jakieś 2 tabletki przeciwbólowe..chyba pyralgine..nie wiem,bo miałam przymknięte oczy. wróciłam pod ciepłą kołdrę zwijając się w kłębek. Ami wtuliła się we mnie i w przeciągu kilkunastu minut pomimo tego bólu usnęłam. Obudziłam się po 10. Uznałam,że ból minął...uznałam również,że co ja się będę katować mając okres?No i poszłam w kime. Obudziła mnie babcia. No I Maja,szatan który gładził mnie po włosach :
-no idz obudz Marte bo już trzynasta godzina! A maja tup tup no i robi mi "cacy" gładząc mnie po twarzy ręką. Na co ja tylko wtuliłam się bardziej ,udało mi się tylko wymówić:
-mhhhm?. Na co Babcia dalej:
- Budz ją budz ją! niech z psami wyjdzie. Na co ja:
- Oj Boże jeszcze 5 minut.
-bój się Boga dziewczyno jest trzynasta godzina! idz z psami!. No wparowała foka. Jak zawszę między 12 a 13,kiedy to mam wolnę i sobie śpie. Oparła się łapami o moje łózko ,z taką słodką miną w stylu" Can I?" No i podwinełam kołdrę. Za plecami spała Ami,a Fokś wtulił się i usnął. I tak po 30 minutach(bo jak się okazało w rzeczywistości było po 12) Zostałam obudzona głośnym dogadywaniem Majii. No i Foka zeskoczyła skomląc coś do mnie,niezrozumiale jak to foka. Ale szybko domyśliłam się,że chce na dwór. Ami jak to Ami,widząc ,że siadam na brzegu łózka leniwie zaczeła się przeciągać ziewając. Śpioch z niej większy niż ze mnie. Równiez usiadła z tymi swoimi przejaranymi oczyskami i powoli,bo powoli wybudzała się. Wstałam. Foka kontynuowała swój codzienny rytuał. Jak codzień nakurwiała densa w stylu" Hurra hurra suka wstała,idziemy na spacer",gryząc mnie po kostach. Łaskotała troche więc mimowolnie się uśmiechałam. Ostatnio wgl budze się i mam fajny nastrój. Sciągnełam z fotela ciuchy,które szybko na siebie narzuciłam,co nie obyło się bez radosnego szczekania foki. Ami połozyła się na wprost. Obserwowała nas niczym Sfinks. Trochę jakby niezadowolona ,że Funia przerwała nam błogi sen. Szybko się uczesałam. Stwierdziłam,że ogarnę się jak wrócimy. Kiedy skończyłam się czesać i zawołałam Funię. Ami zerwała się,zaczeła merdać ogonem i zeskoczyła. Zjawiskowe to było nie powiem. Przebierała łapami szybko w stronę drzwi. Skacząc w pionie(inaczej nie umie)  i donośnie ujadając tym swoim kurewsko piskliwym głosem! Próbowałam ją uciszyć ,ale nie wyszło. Spoglądam na okno ubierając buty. Pada. Kurtka była zbędna. Pomyślałam,ze wezmę ję szybko na dwór. Bo Ami nie zbyt lubi się z deszczem...a foka była by strasznie brudna,bo takim spacerze do parku..Mnie tez zbytnio się nie chciało. Tak więc wziełam Ami na ręce,co by tymi swoimi pokracznymi łapami nie spadła ze schodów. A Foki dreptał sobie powoli kręcąc tyłkiem(zdzira) po schodach z postawionymi uszami i jakby uśmiechem na pysk. Otworzyłam drzwi, mijając sąsiada Buraka(nazwisko) ,który wygląda jak jakiś jebany cygan i zawsze do mnie zarywa. Wygląda jak nieumyty menel. Autentycznie. Więc idzie sobie z piwnicy . Odziany w piaskową brudną kamizelkę,szarą koszulke pamiętającą chyba jeszcze czasy Prl'u ,siwą fryzurą ala Krzystof krawczyk. Brudnym zarostem i równie niechluniej wyglądającymi jasnymi dresami ,do tego stylowe siwe skarpety i granatowe (standard) menelskie klapki z rynku. Niósł dwa wiadra węgla . Foka widząc go zawahała sie. Może dlatego,że czuć od niego jakimiś ruskimi skrętami? nie wiem. Zawsze na niego szczeka,ale tym razem tylko się zawahała i spojrzała na mnie. ja pogłaskałam ją i pchnęłam trochę popędzając słowami:
- no idz. Które poskutkowały,gdy postawił jedno wiadro i chciał ją pogłaskać. Rzucam od niechcenia :
-dobry-bo nie mam ochoty wdawać się w bezsensowne sąsiedzkie dyskusje zwłaszcza z rana..zwłaszcza z nim. Na co on:
-dzień Dobry. Co z pieskami? I uśmiecha się jak pojeb. No ale jestem miła:
- no..trzeba
- no bo Pada..szkoda,żeby taka ładna dziewczyna mokła. To też olewam. odpowiadam najkrócej ,najzwięźlej i jak najmilej jak umiem:
- Właśnie dlatego wzięłam je tylko na dwór..one tez nie lubią deszczu. Coś tam jeszcze gadał ale przymknęłam drzwi i mówiąc:
-Ami. poszłam kawałek w jej stronę. Po 2 krokach oczywiście się zatrzymując. No bo dobra inscenizacja nie potrzebuje aż takiego poświęcenia. Poskutkowało . Poszedł.Ulga. Stoję w drzwiach telebiąc się troche z zimna. ręce w kieszeni. Jednak suki są na tyle szybkie i mądre że tuż po wyjściu szukają sobie miejsca,załatwiają się i szybko wracają. Oczywiście kiedy narobią to sprzatam. zawsze mając w zanadrzu worki. Głównie dlatego,że mam małą siostrę,no i pamiętam jak sama będąc dzieciakiem wkurzałam się kiedy to pies sąsiada narobił na podwórko a myśmy grali w piłkę. Grunt to odpowiedzialność. Ma się psy..trzeba sprzątać. Taka kolej rzeczy. wróciłam do domu. Higiena poranna zaliczona. Chciałam coś wszamać...ale miętowy smak w ustach nie przemawiał zbytnio. Poszłam się jeszcze raz załatwić. Kiedy wróciłam. Mama własnie przyszła. Ucieszyłam się,że się wyrobiłam,ominął mnie opierdol w stylu,że nic tylko śpię i takie tam. Zrobiła drobne zakupy.W tym momencie babcia się zdrzemnęła,bo ma na 16 do pracy a Mają musiałam zająć się ja. Mama zrobiła sobie kawe mówiąc:
-Też se jebnij. Na co ja przytaknełam. Wyciągając z blistra kolejno: 5 witamin C, 2 tabletki po 45 mg cynku,no i 2 magnezu. Do tego wyciąg ze skrzypu polnego z melisą i jakimiś fosfolipidami czy chuj wie czym. Pomaga na cerę i wgl. Wrzucam 5 łyżek Jacobsa ,bo lubie mocną. Zalewam....skończył się brążowy cukier. Użyłam trzech łyżek miodu. Mleka też nie ma. Mówie no trudno.Piję..a smak był ohydny ..dorzucam 3 łyzki cukru..ale wciąż jest paskudny. W końću dodaję śmietanki., Ale ani kolejne łyzki cukru ani śmietanka nie są w stanie polepszyć smaku..to po prostu paskudztwo. Wylewam to do zlewu. Myję kubek ,łyżke i wgl robię porządek. Siadam w pokoju z maniurą.Siedzę i się nią zajmuję. Aż siadam na kompa a ona idzie lulu z mamą. I tak Mama poszła do pracy a ja siedzę na kompie czekając aż wstanie.


















dwudziesty pierwszy wiek,ziom niby bóg stworzył coś takiego?
chuj z tym ,że chce,gdyby to miało znaczenie krzyknęłabym Veto 
But it don't matter ziom to zakłamany świat,pełen czarnych zaklęć
tez moge kłamać tak,że prawdy w basenie kłamstw nie znajdziesz
sztuką nie jest być na dnie, widząc to często rzucam przekleństwami
we własnym domu czuję się obco,wiesz ziom czasem chce to zostawić
nie mam siły na nic ,nadzieja matką głupich ja pamiętam słowa własnej
i zastanów się teraz doceniasz jej zasługi? szanujesz własną matkę?
pamiętaj o niej zawsze ,doceń fach rodzicielski,pierdol prestiż,kreski
i przestań się użalać,pieprzyć,nigdy nie ulegaj presji nie bądź antyspołeczny
i wierz mi ,wielu trawi dogłębnie tu apatia, stłumiony krzyk-błysk rozjaśnił oko
kraj serc pełnych chamstwa,na drogę krzyż tym co szmaty życie wiodą
nie ma co żałować,bo to glob agresji,w głowie wyłącznie chęci uniesienia
i widziałam nie raz -efekty jak człowiek po podłodze swoje zęby zbierał
to i tak niska cena,za takie życie-oswój się z tragizmem tej planety
alkohol legalnym narkotykiem- narkomani to już nawet niewinne dzieci 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz