Szukaj na tym blogu

piątek, 1 lutego 2013

Ma' Swag Unlimited-mów mi Józef Stalin[EDIT]

Miewam dziwne,chore sny. Seriously. Są tak powalone,że aż boję się siebie. w końcu to mój posrany umysł wytwarza tą posraną wizje. Koszmar. Ale artystyczny koszmar. Let's Start.

Jest ciepły wieczór. Ja Razem z Matim łykamy jakieś tabletki,po którym mamy dostać kurewskiego odlotu. Wtedy strasznie napaliłam się na tripa. Łykamy po jednej. Są duże,błyszczące..niebieskie:
-cukiereczki -Komentuje Anita ciesząc się jak głupia ,o dziwo na jej dłoni również takowa niebieska piguła się znajduję. Mam refleksję,jednocześnie chce ją połknąć i nie. Poniekąd niedlatego,że Anita to "grzeczne dziecko" A teraz jest najarana bardziej niż my. Jej usmiech..a raczej jej złowrogi  szczery uśmiech,skłaniają mnie do ćpuńskiej chwili zawahania:
-ej..a może se odpuścimy? Ale moim towarzysze szybko wybuchają śmiechem i mówią:
- no coś ty? Nie jesteś już naszą ćpunką? Ej a może pójdziemy do kościoła? Ej Marta a może w główkę się uderzyłaś?. Unosze obie brwi. Nie chce tracić znajomych.. Niepewnie przybliżam tabletkę do ust. Zbliża się. W okół widok na starą szkołe,podstawówkę. Rozmazany a na głównym planie ONA. wydaje się być jeszcze większa. Po prawej stoi Anita. Ona już połkneła. Wiem,że będę lapsem jak jej nie połkne. Po Lewej Mati. Mówi:
-no ja jebie dawaj..co ty się modlisz? I znów wybuchają śmiechem,a Anita dorzuca Joke:
- Ty kurwa mówiłam,że się do kościoła zapisała.
-No raz raz. Kurwa dawaj nie ma czasu. I wrzuc ami ją do ust. Kurewsko gorzki smak..prawie zhaftowałam. Daje mi ;puszke coli smiejąc się:
- no patrz marna z niej ćpunka. Marta to jedna tabletka była,nie przesadzaj. Ale ja się nie śmieję. Po chwili zaczynam iść jak robot. Źrenice wypadają z orbit. Oh shit. Latam. Latam. Latam. To było tak kurewsko realne. wiatr we włosach. I tak w trójkę biegamy po budynkach. Galaxy. Zwykłe kamienice,Kaskada a nawet Redisson,chociaż prawdę mówiąc wchodziło się na niego ciężko jak na jakąs górkę. Ale w końcu zapierający dech w piersiach widok był tego wart. Siedzieliśmy tam pijąc browary-lechy ,ostatnio moje ulubione. Aż się ściemniło. Mówie,że muszę się zwinąć. Poszłam jakimś nie znanym mi parkiem. Wydawał się taki fajny wtedy. Krzaczki,drzewka i te sprawy. Jakiś ujadający york,który o dziwo nie psuł krajobrazu. Przemknął mi między brunatną ścieżką. Olałam go. Lookam na telefon i w tym momencie wyświetla się "Magda. Nie ta narkomanka,ta druga co narzeczonego ma. Odbieram. Mówi coś nie zrozumiale. Przewracam oczami i się rozłączam. siadam na ławce. Momentalnie się ściemnia .Wyciągam skręta. Obskrobana obrzydliwie miętowozielonkawa ławka przysypana grubą warstwą brudu i kurzu;który odbija mi się na czarnych spodniach o dziwo wygląda tu fajnie. Jest jakimś pierdolonym symbolem przemijania. Chce się nią rozkoszować. Podpalam skręta z marychuaną,zaciągam się mocno zastanawiając się nad swoją egzystencją. Biorę drugiego bucha wpatrując się w końcówkę słońca,które zachodzi pozostawiając różowawą smugę tuż przy trawie,która stara się to słońce pochłaniać. Robi się coraz później,dostaje esemesa od Magdy gdzie jest. I tu dostaję chorej wizji. Zrywam się. Wycie jakiegoś wilka aż wytrąca mi skręta z ręki. Magda jest w Anglii.I zdaję się,że ja też. Bo wkraczam tą samą brunatną ścieżką w las rodem z tych mrocznych za czasów okrągłego stołu. Jedynie ścieżka nie traci swojego brunatnego koloru. Drzewa iglaste w okół wydają się takie same. Męczę się jak cholera i krztuszę,żałując ,że akurat przed chwilą musiała palić..bo to kurewsko źle dla moich płuc. kłuje mnie w klatce piersiowej,ale biegnę,bo czuję,że może być za późno. Nagle po mojej prawej dostrzegam światło. Spoglądam na esemesa,w którym podany jest numer 96. Oglądam go przez moment. Stara lampa na ganku daję wystarczająco światła,by zobaczyć ,że to kompletna rudera. Stare drewniane okna,od których odpada biała,brudna farba,która ma chyba ze 30 lat i nigdy dotąd nie była czyszczona. Jedno z okien ponuro skrzypi. Chce podejść bliżej by przyjrzeć się numerkowi domku,który skutecznie zasłania mi ledwo tląca się lampa. Daje mu cień a w połączeniu z toną kurzu z odległosci 20 metrów rozszyfrowanie tego wydaję się być niemożliwe. Skupiam się na tabliczce na której jest numerek. mrużę oczy. i w tym momencie dostaję niemalże zawału. Bo z domku po schodach powoli ,lecz pewnie schodzi farmer...z takim lodowatym czarnym spojrzeniem. Łysiejący,chudy . W zielonych ogrodniczkach ,a w nie wsadzona za duża, wypłowiała ,czerwona ,flanelowa koszulą w kratę z podwiniętymi rękawami. W ręku trzyma siekierę.Na nogach ma ubrudzone ziemią czarne kalosze.Dopiero teraz dostrzegam,że na jego twarzy gości namalowany krwią(?) uśmiech w stylu tego Joker'a z Batmana.Nie tracę czasu i spierdalam,zdając sobie sprawę ,ze chyba pomyliłam domek i niekoniecznie jestem tu mile widziana. Biegnę przed siebie,bojąc się oglądnąć za plecy. Biegnę a krople potu kapią mi z czoła. Mam przerażenie w oczach. Widzę swoje ręce w ruchu. Widok jakby moimi oczami. W końcu las trochę się rozrzedza. Widzę domek. w jednym z okienek pali się światło. Ustawiony na jakimś pagórku. Świetnie..myślę,jestem spizgana fchuj. Serce nawala tak jakby miało wyskoczyć. Nawet zagłusza mój ciężki i głosny oddech. Wypierdalam się tradycyjnie. Jakieś 50 m od drzwi. Padam na plecy nie mogąc złapać oddechu jakbym ściągała się na stometrów.Przymykam oczy. I w tym momencie jakby Flashback. Którym jakbym dostała w ryj,.bo zrywam się na nogi. Widzę ją. Zabawia się z nim w wannie. To dzieję się teraz. Live. Biegne pomimo,że nie mam siły.Ledwo bo ledwo. Bo przebiegłam cały ten las. Całuję jej szyję,robiąc jej malinkę. Ona wydaję dzwięk rozkoszy i bólu jendocześnie. Podoba jej się to. Koleś stoi opierając się o wannę,wychylając się w jej stronę. Nawet nie kierują mną zazdrość. Oh well it's nothin. Po prostu mam złe przeczucia. Biegnę,biegnę. Too slow. Koleś łapie ją za włosy. Ona przymyka oczy. Myśli ,że chce ją pocałować. Błąd. Jej słodki uśmiech niknie pod wodą w mgnieniu oka. Topi ją. Szarpie się pragnąć powietrza. On z kamienną twarzą obiema rękami trzyma ją pod wodą. Biegne jeszcze szybciej. Nie mogę..brak mi sił. Jestem na drewnianych schodach. Chce wbiec za szybko. wywracam się i się z nich zssuwam. Łapie się rękami próbując wbić paznokcie w drewno. Wchodzą mi drzazgi. Pół przytomną wyciaga jej głowe za włosy. Sięga po nóż,który wcześniej nie przykuł mojej uwagii z umywalki. Wbiegam na korytarz. Ciemny. Dostrzegam światło zza starych pomalowanych na biało,drewnianych drzwi. Smuga światła oświetla odrobinę ponury hol. Na holu leży długi na 5 metrów bordowy dywan w złotawe romby. Jakaś hebanowa komoda z pobitym lustrem. Zwiędłe czerwone róże w pobitym starym wazonie. Biegnę. Otwieram drzwi. Brudne zielono białe kafelki na podłodze są pobrudzone krwią. Nóż zakrwawiony niechlujnie rzucony leży pod umywalką. Kilka kropel krwi ,które najwidoczniej spadły z ostrza przyozdabia i tak paskudne kafelki. Kieruję wzrok na wannę. Jej ręka bezwładnie wystaję. Moje serce bije jeszcze szybciej a serce jakby rozsadza krzyk rozpaczy-rozpaczy,że jest już za późno. Jej głowa oparta o wannę. Z gardła ścieka jeszcze ciepła krew. Ścieka po smukłych obojczykach. Mimo wszystko na jej ustach widnieję najstraszniejszy uśmiech jaki widziałam kiedykolwiek. Kiedy już myślę,że to wszystko. Zobaczywszy już ślady krwi na białej puszystej pianie,no i zakrawaione mydło. Rozglądam się po pomieszczeniu nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Chłód jakby dotyka mojego policzka. Włosy mi się jeżą.Idę wzrokiem po mokrych śladach na podłodze. Trafiam na buty. Czarne buty. ,potem sunnę w góre Jeansy..granatowe męskie jeansy.Potem niebieska flanelowa koszula w kratę. Jego lewa ręka do łokcia ubrudzona krwią. Przerażenie we mnie narasta. . Widzę jego silne ramiona. Rozczochrane brązowe,mokre włosy.Szorstki trzydniowy zarost. I przeszywające na wylot bladoniebieskie przekrwione oczy. Budzę się przerażona. Zrywam się z łózka siadając. Ami jest wyraźnie zdziwiona moją reakcją. Bo patrzy na mnie jak na wariatkę z podniesionymi na alarm uszami. łapie oddech. Uświadamiam sobie,że to tylko sen. Jest po 10,bo syzbko spoglądam na telefon. Mama siedzi z mają w kuchni. Babcia odsypia nockę. a Brat i Wojtek są w pracy. Moje czoło jest spocone. Oh shit. Kładę się. przeczesuję ręką włosy. Biorę Ami na mój brzuch i przyglądam się jej. Uspokajam się i znów usypiam. Przychodzi mi to z łatwością. Już po 3 minutach przed moimi oczami ukazuję się jakby przezroczysta kartka papieru z nabazgranymi na niej niechlujnym pismem imionami,datami i różnymi rzeczami tego typu. Potem szklanka,która zostaję trafiona kulą i rozsypuje się na miliard drobnych kawałków. W końcu śnię. Idę sobie Uliczką. Ciągne fokę za sobą na smyczy. Ona spokojnym równym tempem drepta po chodniku. Idę na luzie. w głowie nuci mi się piosenka :Hate bein Sober -chief keef'a z Wiz khalifą i 50 cent'em. nucę sobie wymijając ludzi.Idę do Magdy. Wsiadamy z foką w 12-stkę która okazuję się byc Swing'iem. W srodku czuję się jak na pokładzie jakiegoś statku kosmicznego. Usmiecha się do mnie jakaś staruszka co rusz wysłaniając sie zza gazety i patrząc na fokę. Oferuje mi za nią 1000 funtów. Okazuje się,że to królowa Elżbieta. Bardzo pragnie jeszcze jednego corgi do swojej kolekcji. Nie przystaję na jej propozycję. Biorę fokę pod pachę i wysiadamy 2 przystanki wcześniej. Pomorzany wyglądają jakoś dziwnie. Ale nie zastanawiam się nad tym zbytnio. Idę po schodach. Wchodzę. A Magda popija już wódkę. jej dom przypomina mi mieszkanie jakiegoś menele. Brud syf i nic więcej. Czuję się jak w MY DZIECI DWORCA ZOO. Odrazu się do mnie dobiera. Całuję mnie w usta. i pcha na łóżko. Źrenice ma jakieś kwadratowe. Jej usta są krwisto czerwone. Maźnięte na szybko czerwoną szminką. Którą zostaje na mojej szyi i bejsbolówce. Zabawne. Przekręcam się będąc na górze. W końcu mogą ją pieprzyć w pozycji zalecanej przez kościół. Ale Czas jakby zwalnia. Złaże z niej. Mówie,że chyba o czymś zapomniałam. Patrzę gdzie foka. A ona w drugim pokoju ,salonie rozłożona na fotelu siedzi i ogląda Tv. Spogląda na mnie. Nic nie mówi przestawia kanał na sportowy. Jakoś mnie to nie dziwi. Idę do lodówki po piwo. Leży tam tylko troche acodinu ,thiocodeinu i jeszcze jakieś strzykawki. Tak w lodówce. na pytanie co to ma znaczyć zadane jej przezemnie wzrusza ramionami i mówi:
-dłużej zachowają świeżość. Przywołuje fokę do siebie,ale ona dalej ogląda tv i zaciąga się z bonga. Mówię:
- no świetnie...super Funia..naprawdę świetnie.Matka byłaby z ciebie dumna. A chuj ci w dupę siedz tu sobie. Foka wzrusza ramionami i siedzi na miejscu. Wkurwiona wychodzę. Klnąc na schodach na nie obie. Wsiadam do taksówki i jadę do Matiego . Otwiera. przytulamy się. Siadamy u niego w ojca w salonie. Palimy papierosy a Mati na to :
- Foka to kurwa. Straszna Kurwa. Daj zadzwonie do niej i jej nawtykam.
- Niby co?
-że jej matka to suka
-ej no nie najeżdzajmy na starych jak gimbusy...
-fakt... No i siedzimy zaciągając się fajkami. Budzi mnie mama:
- Wyjdz z psami już 13 godzina. No i ryj zdegustowanej foki siedzącej na wprost mojego łóźka. Merda ogonem I robi te swoje " Yyyyyyym!" Fukając przy tym z serii " No weź". Wydaję taki sam dzwięk jak ona wstając. I ona tak znowu. Potem zaskomlała . Wstałam. Gryzie mnie za kostki. Mówie :
-No już głupku..już wstaję i idziemy. Na co ona zaszczekała przeskakując z łapy na łapę -nakurwia tego swojego densa zwycięstwa. My to się jednak rozumiemy......








masz tu styl ostry-możesz się jeszcze wycofać ziomie
jeśli chcesz to dotknij-we krwi swojej gęstej  toniesz
nie jeden już tu poległ,oddajac na starcie mi tą walkę
melanż może cię ponieść,bo to kurwa dense makabre
masz tu bombę- właśnie zaczyna odliczanie od 10-ciu,
A Ty uwierz mi koleżko nie uchronisz się od hejtów,
,bogu dziękuj za ten diss,bo będziesz stał w kolejce po moją płytę
jem kolacje,pisze diss i jednocześnie odrabiam pierdoloną fizykę
niszcze cię migiem- jeden gest wyraża więcej niż tysiąc słów?
to ja zamiast sztucznego cześć,pokaże ci szczere  fuck you
kilka wersów masz tu jesteś pewien swojego zwycięstwa?
(haha) Już widzę jak to czytasz i jak mina Ci zrzedła
ta walka jest ciężka,dotknie cię po tym kryzys -jak pedofil
a ja z ciebie brechtam,a ty ziom nic nie możesz zrobić
możesz smutki (się) utopić poddaj swoją duszę eutanazji,
A tę pustkę, zastąpił terror  mów mi kurwa Józef Stalin







Przemyśl to -w sumie wiem, że jesteś moją fanką
mam już dosć- grupis chcesz to weź sprawdź to
i wiedz że-Łatwo mi przychodzi dziś ta zabawa wersami
bezsens-Jak nie wiesz co odpisać napisz maila do poradni
walcz z tym(-liryczne zagubiony skierują Cię nawet do Monaru
zastanów się-pomyśl ,bo ja wiem,że mój rap to twój nałóg..
pierdolony lamus,sieje zamęt oni krzyczą: ("Cię Kochamy!")
stroję ziom od Frajerstw,mów Mi kurwa Józef stalin 
im so so bout it bout it,sięję terror styl jak komunizm
dobry towar bierz go,Dobrego syfu nigdy nie odmówisz









A no I wiadomo było,że mój listopadowy wybryk nie obejdzie się bez Echa.

http://wiadomosci.onet.pl/wideo/grozna-moda-wsrod-nastolatkow-lekarze-alarmuja,112426,w.html







Wiadomo,ze i tak nie zrobią tego na recepty...a nawet jeśli to mi to wisi.




hyhy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz