Szukaj na tym blogu

środa, 22 sierpnia 2012

Time To Change. I've Already have changed

Cóż. Ostatnio ..znaczy jakieś 6 dni temu(tak 6 dni temu bo to 6 dzień zgonu) łyknełam dwa opakowania acodinu. I jebie mnie to czy ktoś to czyta czy nie. Tak jestem ćpun. A własciwie to już nie. 60 i spokój. Dxm to fajny shit. Tak kochałam go. Ale po rocznej walce z tabsami przez które trza przejśc juz tego nie chce. A no czemu?pierdole tak po 100000000 razy. Wiem kochani. Ale nie tym razem. Otóż faza była przednia..aż za fajna jakby się wydawac mogło. Więc tak dziś jest środa. Cofam się tydzień temu również do środy. Łykam 45 tabsów. bo mamy od chuja hajsu. Faza jest zajebista haluny przy zamkniętych oczach. potem bezsenność aż do 6:30. Spię do czwartu aż do godziny 9<45. No i na tym mogłoby się zdawac koniec..?ale nie..Mati śpi do 16. Dziś mieliśmy się spotkać,ale ,że ten typ przesypia całe dnie dzwoni do mnie po 17 czy ćpamy znów 45..albo nie 60!..zastanawiam się w sumie chciałabym ale szybko zbywam go tekstem,że nie bo zanim sie właduje to do 23 faz anie zejdzie,ale po chwili każe mu się streszczać i lecieć do aptek.i tak też czyni. Biorę psa. idę o 18..Mati dzwoni i ma dla mnie nowine,że ma tylko jedną paczke a nigdzie nie ma. Mówie dobra dokup jeszcze jedną. 30 starczy. Albo olejmy to i nie ćpajmy na co on czy mnie pojebało?Dobra ma trzy paczki. Wpierdalamy kebaba od turka i szybko ładujemy. Oglądamy ekranizację 'My dzieci z dworca zoo" niby shit..ale mnie wciagneło stopniowo jak deks zaczął łapać..czuję się jak ćpun..czuję sie taka odrealniona. Mati mówi jakim to jestem jego kochanym ćpunkiem i jak to mnie kocha. Mamy ochotę na więcej bo faza jest słaba czujemy ,że to gówno nie działa. Mati mówi idz daje ci hajs kurwa ty idziesz do tej do mediqusa i bierzesz 2 paczki ubieram się szybko. jest już ciemno. Po drodzę łapie mnie jak ja pierdole..ale dociera to do mnie dopiero w aptece..Każe matiemu stać na zenątrz mówie mu -ziom stój tu..niech cie nie przyuwazy bo się skapnie(taka paranoja deksowa). A on stoi...przy szybie z uśmiechem w stylu (ACODIN ACODIN ACODIN!)oglądam się za plecy z takim..no nie. mam zgaszony wyraz pyska..dopiero teraz kiedy ledwie co wyduszam z siebie:
-dzieeeeeeęńęńń doooob rrry.. a babka wstaje i się uśmiecha,pewnie myśląć,że jestem wstydliwa zaczynam myśleć co ja wyrabiam. Mam ochotę stąd spierdalać. Stoi jeden koleś identyczny jak kanar który nas spisywał. spisuje coś z drugą aptekarką..młodszą..wchodza na magazyn i trochę mnie obserwują. Ten many wydaję się być rodem wyjęty z tamtej akcji z dni morza co prawie nas zwineli. Babka się usmiecha przerywając moją niepewność rozbrajającym uśmiechem i tekstem-dzień dobry co podać. a ja:
-dostanę....paczkę..acodinu?( w myslać kłócąć się KURWA MIAŁAŚ WZIĄĆ DWIE!-tak tez mówi Mati jak wychodzę) Zagląda do szuflady daje jej 20 zł ledwo zbierająć resztę i wychodzę. Mati sapie ,że miały być dwie i wgl. a ja  ,że starczy bo już jestem naćpana. Ekspresowo znajdujemy się w domu. ładujemy...i potem jest 23 i idę do domu..Droga jest bez końca...Bad trip się zaczyna.. myślę o kurwa co zrobiłaś. Mam nadzieję,że mama śpi.Mati sie złości ,że mam taką jazdę..nogi mam tak ciężkie..wgl nie mogę prawie chodzić..o dziwo normalnie mówie. Wchodze....kurwa mama siedzi w kuchni rzucam:
-cześć. i kradne klucz od kibla. Jakie mam halluuuuny o jeeezuniu..siedzę tam..potem stoje przy drzwiach..po 15 minutach decyduję się wrócić..stoję przy zbitym lustrze z imprezy,..źrenice wypierdolone w kosmos.Wyglądam jak po kwasie. nie uśmiecham się. ściagam buty(jakoś bez wywroty się obchodzi) Idę szybko do pokoju przemykając ciemnym salonem trzymając się wszystkich ścian i mebli kolejeno. Próbuje się rozebrać..o kurwa ale to trudne. Wchodzi mama..patrzy na mnie wpieniona..ale wyluzowana bo wypiła pyta:
-co ty piłaś?
-..nic..-gram jak to ja. I w tym momencie stojąc mimo wolnie osuwam się na łózko ,w efekcie siadam a nie wypierdalam głową
-połóż..się..pogadamy jutro. Kurwa ostro..gasi mi światło. Jakoś udaje mi się ubrać piżamę, Mineło już 2 h fazy. mam nadzieję przespać się..bo jestem tak wyczerpana..kładę się..i tu zaczyna się hardcore fchuj..boje się pierwszy raz w życiu..Słysze głosy. Na wprost stoi szafa. po mojej lewej też. Patrzę w lewo..lustro?W lustrze długo czerwonowłosa laska..taka po 30..ze strasznie bladą twarzą mówi do mnie?jestem przerażona mówie :
-chodz do mnie..jesteś taka ciepła..serce mi napierdala tempem kopyt. wychodzi z lustra..Zamykam oczy. Serce bije tak ,że słyszę echo w całym pokoju. Boję sie,że obudzę mame.(TYM BICIEM SERCA) mówie sobie uspokój się bo z tego tętna umrzesz. mój mózg wydaje fale jak I-Doser.ten program do stymulacji półkul na fazkę(osobiście to na mnie nie działa) teraz jestem w swoim mózgu..lecę żyłami siedzę tam..ciśnienie jest wysokie mój mózg jest jakiś niedotleniony?wsłuchuje się w te dzwięki..lecę w dół żyłami do zołądka widzę tam rozpuszczające się tabsy jest czerwono dotykam nosa...leci mi krew..(na serio) zlizuje krew z palca. Na wprost mnie stoi wojtek i świeci mi fonem po oczach. Zamykam oczy udając ,że śpie w około biega maja..bawi się. A woijtek z nią słysze ich głosy...nie wiem czy to haluny czy real?Ja pierdole jaka masakra.Zamykam oczy i wciąga mnie łóżko. jestem w czarnej otchłani. Otwieram oczy jest ciemno. Jestem w jakimś transie w jakiejś ilizuji optycznej ta laska z lustra do mnie gada czy mi sie to podoba?Ey czuje się jak shizofremik..właściwie to na ta faze nim jestem! chore..ta laska coś gada.po Ułamku sekundy się ocknełam..a w moim odczuciu trwało to jakieś 300 lat!. Lookam na fona który jedynie łaczy mnie z realem 23:17.Patrząc na ekran z anim widzę zbliżającą się maje...ona nie ma głowy!..ja pierdole..zamykam go..oczy też.Jestem na polu. Jestem czerwonym makiem..patrze na słońce..ono mnie pali. Rosnę..moje ciało się rozciąga zajebiste uczucie..ale nagle otwieram oczy..patrzę na wprost Jakiś samuraj?nad moją mamą próbuje uciąc jej łeb.,.patrzę dalej..to sąsiad patryk..robią jej jakiś żart chcą ją obudzić..i mój brat tam stoi..ubiera coś na siebie. Gra Radio...byłam pewna ,że ono tak gra bezkitu..zamykam oczy..Wojtek bawi się z Mają..myślałam,że wstał na serio..patrze na telefon.. 23:18!..nie wiem czy to halun czy nie. Wstaję. Mama śpi jak zabita..idę do kuchni. a tam czeka na mnie ta laska z nożem..zapalam jebane światło..a ona tak stoi..zamykam oczy. Znika. Miała takie zło w oczach. Przejeżdzam sobie rekę po twarzy..obłęd ..przemywam oczy.wycieram twarz. biorę łyka wody. patrze wlustro..deformuje mi twarz..jestem wilkołakiem! Zamykam oczy..otwieram..znów wilkołak..potem..potem Foka.To było nawet fajne. wracam..coś mi popierdala po salonie..jakieś przypadkowe istoty..przez przypadek wdaję się w rozmowe z kolesiem z głową pszczoły mówi coś o jakimś poratalu.,.szepczę,żeby nikogo nie obudzić..idę do pokoju..a tu obserwuje mnie mama więc ja do niej- czemu nie śpisz?(szeptem) na co ona się schyla i chowa za hustawką mówie:-mamo co ty robisz?(wciąż szeptem) idę do niej bo znieruchomiała próbuje jej dostknąć..ale moja ręka przez nią przechodzi bo to halun..kładę się znów..Wojtek znów świeci na mnie kurewsko realnym światłem. Siadam patrzę na niego..znika..a światło otwiera portal do innego wymiaru..idę z tym kolesiem pszczołą..nie ide bo właściwie wciąga mnie z łóżkiem..ta laska wciąż do mnie gada. Milion tripów póxniej jest piąta..a ja czuje,że wyglądam jak obłąkaniec i mój ryj musi miec na sobie takie przerażanie,że masakra.przemyślałam milard rzeczy...radio się wyłącza. ja nie usypiam . Wstaję wciąż z trudem z tym robocim chodem. Mati do mnie dzwoni co chwile..ale nie chce wychodzić bo się boje. Rano mama jest wkurzona..ja mam takie wypierdolone w kosmos żrenice,że biorę ją do pokoju zaczynam z trudem z załamanym głosem:
-długo zbierałam się na tą rozmowe...Patrzy na mnie.
-wiesz..było mi ciężko..zmienić się..było mi przykro kiedy ciotka mówiła do mnie tyle tych pierdolonych rzeczy..,że wołałaby żebym umarła..że jestem skończoną ćpunką. popłakałam się(co żadko mi się zdarza) Matka też.
-mówie,że wczoraj nie piłam. Mama wie już co robiłam..ale płacze jeszcze bardziej..mysli ze nie ma nadziej.dziwne bo chyba czytam jej w myślach i mówie
-nie musisz zamykac mnie w zakładzie...wiesz..najgorsze jest,nie to ze oklamywalm was..Panią Ewe..ale siebie..bo mnie ciągneło do tabsów,...a wczoraj łykneła 60..
Przytu;liła mnie i rozpłakała się jeszcze mocniej. Mam ochotę umrzeć nie wiem skąd we mnie tyle siły bo czuje się fatalnie ale ciągne dalej:
- i wiesz..zdecydowałam się na to i nie żałuje..bo miałam takie haluny..słyszałam głosy i czułam się jak jebany schizofremik..bałam się ale zrozumiałam,że nie chce tego robić..,że kocham ciebie..Maję..i wgl. No i nawet poszłam z nią do pracy i jest dobrze. poszłyśmy na zakupy. Na drugi dzień tragedia..chodziłam jak zombie..zero mocy..i tak kolejne dni stopniowo odzyskująć troche sił. Dziś 6 dzień jest okay już. Nie będę ćpać tabsów...może jakieś inne lajtowe dragi..ale nie to. Zmieniam swoje nastawienie..to dużo mnie nauczyło. Serio. Zobaczymy jak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz