Noce bezsenne, w oknach krzyczących z wiatrem,
kocham je, bo wiem, że dają kolejną szansę,
by przykleić na ranne serce, łzoodporny plaster,
gdy dni bywają ciężkie, a sny byłyby koszmarne,
noce ze smutnym samplem, krążącym w słuchawkach,
chwile tęczy okrutnych kolorów, ciemnej jak asfalt,
spędzone pomiędzy blaskiem, co da szczęśliwa gwiazda
a mrokiem duszy, wplątanej w ciasne więzy diabła,
noce, gdy litery abecadła, pustoszą po kolei umysł,
wśród śpiących kamienic, martwych po zmroku ulic,
tonę w pościeli, chłodny ocean refleksji mnie tuli,
pływam w gęstej zieleni, zapadam w świat nieczuły,
noc nieprzespana z góry, uczy na błędach dnia,
w ścianę śmieje się lub płacze, ta sama twarz,
myśl leje się na papier, kolejny ostatni raz,
ze skrajności w skrajność skaczę, spokój i strach.
kocham je, bo wiem, że dają kolejną szansę,
by przykleić na ranne serce, łzoodporny plaster,
gdy dni bywają ciężkie, a sny byłyby koszmarne,
noce ze smutnym samplem, krążącym w słuchawkach,
chwile tęczy okrutnych kolorów, ciemnej jak asfalt,
spędzone pomiędzy blaskiem, co da szczęśliwa gwiazda
a mrokiem duszy, wplątanej w ciasne więzy diabła,
noce, gdy litery abecadła, pustoszą po kolei umysł,
wśród śpiących kamienic, martwych po zmroku ulic,
tonę w pościeli, chłodny ocean refleksji mnie tuli,
pływam w gęstej zieleni, zapadam w świat nieczuły,
noc nieprzespana z góry, uczy na błędach dnia,
w ścianę śmieje się lub płacze, ta sama twarz,
myśl leje się na papier, kolejny ostatni raz,
ze skrajności w skrajność skaczę, spokój i strach.
Ciemna noc, ja-człowiek, w samym jej środku,
mam już dość, lecz to jest wymuszony postój,
trwa sztorm, i choć wiem, że odejdzie w końcu,
nie śmieję się, bo jutro zacznie się od początku.
trwa sztorm, i choć wiem, że odejdzie w końcu,
nie śmieję się, bo jutro zacznie się od początku.
Noce bezsenne, gdy dzień nie schodzi z powiek,
godziny niosące udrękę, nie odzywają się słowem,
minuty tak bezczelnie wolno puszczają się w obieg,
sekundy z tętnem, próbują rozgrzeszyć tą spowiedź.
godziny niosące udrękę, nie odzywają się słowem,
minuty tak bezczelnie wolno puszczają się w obieg,
sekundy z tętnem, próbują rozgrzeszyć tą spowiedź.
Kolejna noc bez snu, który zabiera rzeczywistość,
czuję się jak Scrooge, w zimną noc wigilijną,
przez okno wpada duch, czyniąc swoją powinność,
drażni wrażliwy słuch, choć to dopiero intro,
robi się zimno, chociaż okna wszystkie zamknięte,
mam tak często, gdy doba zatacza kolejną pętlę,
gdy siedzę pełna obaw, przy biurku, na krześle,
zaczynając kartkę skrobać, sama w noce bezsenne,
robi się coraz ciemniej, czuwam z nocnym aniołem,
czuje że odejść już pora, że jakieś to chore,
chciałabym wstać z kolan, i mija kolejny moment,
noc jest cała moja, czekam na słoneczny promień,
chciałabym umieć polec, dać sie pokonać myślom,
ale muszę walczyć, jakoś same nie chcą zniknąć,
wiele przegranych partii, jestem słabym pokerzystą,
za to kocham poranki, gdy zasypia to wszystko.
Ciemna noc, ja-człowiek, w samym jej środku,
mam już dość, lecz to jest wymuszony postój,
trwa sztorm, i choć wiem, że odejdzie w końcu,
nie śmieję się, bo jutro zacznie się od początku.
Noce bezsenne, gdy dzień nie schodzi z powiek, trwa sztorm, i choć wiem, że odejdzie w końcu,
nie śmieję się, bo jutro zacznie się od początku.
godziny niosące udrękę, nie odzywają się słowem,
minuty tak bezczelnie wolno puszczają się w obieg,
sekundy z tętnem, próbują rozgrzeszyć tą spowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz