Szukaj na tym blogu

wtorek, 22 lutego 2011

Remember me

to kolejny mój kolejny text o tematyce związana ze śmiercią mojego psa,mieszanką pinczera Gucia. Pieszczotliwie nazywałam go Papiś,na co o dziwo reagował ; ). Był to pies strasznie inteligenty,choć trudno go było "ujarzmić" robił co chciał i kiedy chciał.Zawsze będę go milo wspominać..yhh..był moim oczkiem w głowie,szczerze to miałam na jego pkt totalnego fiola ; ]] był ze mną 10 lat ...10 długich lat .Pamiętam dzień w którym babcia kupiła go na rynku (od jakichś cyganów hahah ; D) za bodajże 450 zł . Siedział sam w kartonowym pudełku . Ja stałam z rodzicami ,oni oglądali biżuterię ,a ja zbyt mała(miałam 4 lata),by co kolwiek zobaczyć rozglądam się do okoła w poszukiwaniu czegoś ciekawego.Nieopodal zobaczyłam Ciotkę,brata(miał 7 lat) i Babcię niosąca go na rękach. muszę dodać ,że 3 dni wcześniej zdechła Sara..pies który był z moja babcią 16 lat. Ciocia widząc przygnębienie Babci postanowiła wybrać się na rynek gdzie zauważyła Gucia. Nie czekając szarpnęłam mamę i powiedziałam ,ze do nich idę,zgodziła się. wręcz pobiegłam . Poszliśmy do domu.Niedługo potem przyszła mama z tatą . Któż może być lepszym przyjacielem dla dziecka niż pies? Nie widzę innej odpowiedzi w tym momencie...Pamiętam ,że po około 2 miesiącach wszyscy go pokochali,a jak chyba najbardziej. Wychodził bawić się ze mną na podwórko. Ganialiśmy się od rana aż do wieczoru.Wraz z upływem lat nasza więź coraz bardziej się zacieśniała.Trudno jest mi o tym pisać,co dopiero mówić..zawsze mam  łzy w oczach,gdy o nim mówię,piszę a nawet gdy go wspominam.I teraz pora przejść do najgorszego dnia w moim życiu..29 września  2010 roku .A więc jest godzina 21 z groszami. Z przyjaciółkami (Izą i Anitą) wybrałyśmy się na spacer do parku Gałczyńskiego. Zawsze tam chodziliśmy..fakt..park nie był ogrodzony..do okola otaczała go ulica ( ze wszystkich stron) ale..nigdy nie przypuszczałam ,ze to się stanie ..aż do wtedy.mieliśmy się już zbierać. Gucio chodził i węszył (zawsze tak robił)  załatwiał się..parki to był jego żywioł...nie miałam serca go nie spuszczać,przeważnie nie było z nim problemów..po 2 zawołaniach przychodził ,lekko niechętnie,ale przychodził...Z dziewczynami zaczęłyśmy rzucać się kasztanami.Widziałam go kątem oka.był kolo ławki..z dala od ulicy...co dziwne kilka razy pchał się na ulice...ale myślałam ,że już nie będzie się tam pchał ....zauważałam go i krzyczałam- Gucio! chodź tutaj! a on pokornie przychodził ...patrzał na mnie i jakby obiecywał ,ze tego nie zrobi.Za 2 razem wzięłam go do siebie ,zapięłam i nieźle opieprzyłam  ...a on skulił się lekko i jakby rozumiejąc moje słowa liznął mnie w rękę ( zawsze mnie tak przepraszał) . Nie czekając długo dalej się rzucaliśmy ,on chodził za mną grzecznie( zapięty na smyczy) cóż...nie chciałam ,żeby oberwał kasztanem...nie dajże Makaronowa Doskonałościo dostałby w oko.i to był największy błąd mojego życia...głupia...pochłonięta idiotyczną zabawą spuściłam go...jak wspomniałam wcześniej pewna ,że będzie się trzymał blisko..widząc go kątem oka..nawet nie zwróciłam uwagi kiedy to wyszedł na ulice...stało się...wolałam go...a on tam leżał...zobaczyliśmy coś w stylu powiewającej reklamówki(czarnej reklamówki!!) byłam pewna,ze to nie on...aż do momentu w którym Anita krzyknęła -Boże czy to Gucio?!! w jej glosie było słychać rozpacz...żal...i przerażenie...W tym Momencie wszystko przez ułamek sekundy było zamazane...ocknęłam się...bez wahania wybiegłam na ruchliwą ulice...prawie potracił mnie samochód...ale w tym momencie to się nie liczyło..nic się wtedy nie liczyło...mogłam zginać...ale myśl ,ze jeśli Tam nie podbiegnę jak najszybciej ,ktoś go potrąci (jechali jak wariaci...facet widział ,że kucam...i i tak prawie mnie potracił) i będzie za późno ..że nic nie da się zrobić...W jego oczach widziałam swoje odbicie...i takie zimno ..już wtedy dotarło do mnie ,że jest z nim źle...krwawił z nosa...chwyciłam go na ręce nic nie mówiąc ..zachowywałam zimną krew..pomimo ,że oczy miałam zeszklone,był ciepły...miałam nadzieje,ze żyje..chociaż i tak wiedziałam swoje..biegłam niedaleko był weterynarz...miałam kieszenie pełne kasztanów nie dałam rady ..przekazałam go koleżankom..one pobiegły..ja zostałam w tyle..wyjebałam te jebane kasztany...płakałam...padłam na chodnik na kolana..modliłam się żeby przeżył nie ważne jakim kosztem..kurwa..oddałabym mu serce...tylko po to ,żeby mieć te jebaną pewność ,że będzie żył i żeby pozbyć się tego jebanego poczucia  winy..zrobiłabym to bez zastanowienia...bez wahania...bez jebanego żalu...kurwa...dobiegłam...powiedziały ,że nie dało się nic zrobić..
rozryczałam się..wzięłam go na ręce..przytuliłam..krzyczałam ze to moja wina..zadzwoniłam do mamy..mama była w pracy przyszła ciotka..czekając w poczekalni leżałam na kolanach twarzą do podłogi z nim . Obwiniając się. Ciocia przyszła z wujkiem..wzięli go (w czarnym worku) szlam z przodu wyjąc i mamrocząc coś...doszliśmy nie spalam cala noc..płakałam...rano tak samo..wtulona w rękaw płaszcza..na którym było trochę jego krwi ..po trzech dniach poszłam do schroniska..a potem do Toz .zrobiło mi się żal pewnej suczki..którą przygarnęłam  (Funia).przyzwyczaiłam się do niej..ale zawszę będę z nim tęsknic i go kochać
dziś to ja jego chce przerosić.."Wczoraj razem dorastaliście,dziś musisz patrzeć na jego śmierć" i mój text:



za każdym razem gdy oglądam na komputerze twoje zdjęcia
wspominam zdarzenia z wczoraj- i takim chce cie zapamietać2
coś sprawia ,że nie mogę przed oczami mam straszny obraz
nie oddychasz,krew,ulica myśli nadchodzą czy to koszmar?4
biegnę przed siebie nagle wszystko przestaje mieć znaczenie
jebne wszytko,przecież jesteś moim najlepszym przyjecielem6
Wiem że ubolewając i tak przeszłości już nigdy nie zmienię
chce by ten ból odszedł -chociaż to jak walka z cieniem8
Pamiętam tą chwile tlo przed oczami zamazane fotomontaż?
budzę się rano nie wiem czy mam z tym walczyć czy się poddać10
może tak miało być ?przeznaczenie? ustalone jest niby wszystko
nie wierze w to gówno,ale to tak po prostu jakby pryslo12
idę przed siebie pytanie "czemu mnie to kurwa dotknęło?!
nie wybaczę sobie tego dnia,nawet we śnie czuje niemoc
jeśli jakieś moje słowo do ciebie dotrze to przepraszam
Nie ma cie odeszleś,wspomnienia mi zostały więc wracaj



Wszyscy którzy to przeczytali: dzięki...jeśli macie psa....uważajcie na niego...koło jezdni zapinajcie go na smycz...zawsze..

3 komentarze:

  1. Smutna historia ... Współczuję :* Nie mam psa ale podobnie zginęła moja kotka ;(
    Przytul ode mnie psiaka

    OdpowiedzUsuń
  2. ; / tak w życiu bywa..cieszę się przynajmniej ,że nie cierpiał ; // dzięki ; ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo smutna historia : (
    Również współczuję.

    OdpowiedzUsuń