Szukaj na tym blogu

czwartek, 23 lutego 2012

Ey do Kurwy co jest?

Dzisiejszy dzień obył się bez żadnych "przełomów", przypałów większych akcji. Na spokojnie w sumie.Miaaałam spać,ale jakoś się przemogłam..bo będę mieć potem problemy,żeby usnąć. Boli mnie śledziona,do kurwy. Aleee z badaniami krwi i ogólnymi się wstrzymam..ze względu na ewentualny przypał.Maryśka utrzymuję się 5 dni. Niby aight,ale trzymało mnie dłużej niż 3 h. a zjazd trwał 2 dni...hah. Resztki Deksa pewnie w tkankach..w normalnych ilościach utrzymuję się 28 dni....sądząc po ogólnej ilości i minimalnych odstępach woooole poczekać. Chuj. Będę czekać. Siedzę dzisiaj na konsultacjach z matmy. Analizuje swoje odpowiedzi. analizuje,pisząc smsy z olką i jeszcze paroma osobami. Telefon wyciszony. Leży na ławce. Spoglądam na wyświetlacz...734[..] mhym..któż to może dzwonić? Obieram,wychodząc w słuchawce rozlega się nieznany mi damski głos
- Heey tu Hanka. Unoszę brew,pierwsza myśl zapytaj czy Mostowiak ,albo:a może jeszcze rysiek z klanu?. Daruje sobie:
- Jaka Hanka?
- No Hanka z niebuszewa
-nie znam żadnej Hanki z niebuszewa..nie moje tereny..oświeć mnie i skąd masz mój numer?
- Od Dawida.   Milknę
-Haaalo?
- to ile ty masz lat?
-28. Przeglądam Archiwum twarzy z majowego i słonecznego..kurwa nikt tam nie miał tylu lat:
- I po co ci mój numer?
- ponoć masz troche do sprzedania
-czego?- zastanawiam się do czego zmierza,chociaż wiem o co jej chodzi
- Mefedronu albo czegoś imprezowego?
- mylisz mnie z kimś...
-Marta tak?  -Miło na dodatek zna moje imię
- Taaak..ale nie bawie się w to.
- Słyszałam co innego. Słyszałam o Krokodylu,to trudniejsze od Mefedronu.
- Iii?
-zapłacę,od ręki plus sama podjade
- Nie bawie się w to.
- Serio?
-Co Ci powiedział Dawid?
-że prawie ci wyszło i mieliście amfe robić..ale cóż z tym kwasem..przykra sprawa
-taa...
- to jak?
-jedz do Dawida,ja się tym nie zajmuje oni zawsze coś mają.....
Typiara pierdoli wciąż coś o mefedronie,a ja powoli zastanawiam się czy Daawid nie czyta mojego bloga?..ey i do kurwy rozdaje mój numer na prawo i lewo? jeszcze wkręcając mnie w jakiś Dealing. Nie podoba mi się to ani trochę. nie mam zamiaru sprzedawać mefedronu ,chęć zysku stłumiona by chęć pierdolenia tego debilstwa. W sumie miałam właśnie powód,mżeby się z nimi skontaktować,ale oni chyba właśnie tego chcą. Puki co dobrze mi idzie ignorowanie ich,i niech tak zostanie. Kończę rozmowę.Wraacam. Gryzie mnie to. W sumie nawet mnie to rozbawiło,28 latka chce kupić odemnie mefedron.Miło. Uświadamia mi to jak jedna debilna znajomość może zatruć spokój. I jeszczcze jedno: Ile jeszcze osób dostało mój numer? hah.. Dawidek chyba wciąż nie przebolał 3 prób zakończonych niepowodzeniem w sprawie Dezomorfy. spierdolonych w sumie specjalnie.To gówno wciąż jest niebezpieczne. Jaką jazde trzeba mieć,żeby nie reagować na bodźce zewnętrzne?..cóż kolejne myśli które kierowały zjebaniem tego to możliwość porażenia mózgowia,od za dużego znieczulenia. czyli póżniejsze nieuzasadnione bóle,pieczenia,swędzenia... Jeeebać to. Gówna typu ekstrakcja wodna paracetamolu z Thioacodinu mogę robić. Bo Geez to tylko kodeina...Im bardziej próbuje się z tego wyplątac tym bardziej się plącze. -Me odczucie....mniejsza. Ey w sumie to przełom był. Jak lazłam dziś z Foką. Mineło Półtora roku od jebanego września, 29 września 2010 roku. Roku od którego kurwa staczam się na dno.i Tego jebanego parku. Na ogół starałam się go omijać..Budził we mnie jako taki lęk...lepiej było go omijać niż się z tym zmierzyć, Chuj robie inaczej.postanowiłam tam iść,jakby próba leczenia jakiejś fobii, słuchawki na uszach The Roots-radio daze. Chill chill i jeszcze raz chill. Mijam dawną trasę. Obok stacji pogotowia Veta,który stwierdził zgon. znów mam flashback'i jak to nie potrafiłam mu pomóc,jego serce już nie biło,chociaż krwioobieg zdawał się wciąż funkcjonować.Odrzucam te myśli,lecę dalej.stoje na przejściu. Ja ,foka,auta,czerwone dla nas stoimi,auta też. przechodzę w trakcie zapala się zielone. jak za dawnych czasów póżnymi wieczorami,kaptur na głowę,Banks na słuchawkach,tabaka w kieszeni,ciemność-wśród której zlewał się Gucio. Idę,wchodzę do Parku. Zawsze zielony,zdjaący się być jakby w wiecznym ruchu,odwiedzany przez sporą ilość ludzi. Dziś pusty..jedynie znajoma mi facetka ze sznaucerem,którego z jakiegoś powodu nie znosiłam,mimo,że gucio go olewał popieprza między dróżkami. Zieleń zastąpiły łysę gałązki i szaaarość. Plac zawsze odwiedzany przez jarających szlugi gimnazjalistów z jakiegoś nieznanego mi powodu udpodobało sobie huśtawki dziś stoi pusty. Huśtawki jakby zatrzymały się,jakby przytrzymywane jakąś siła, Damn..żadnych matek z dziećmi. Wieem był mróż...ale tu zawsze coś było,. Spoglądam na ulice,miejsce w którym leżał,pyskiem skierowanym w stronę zielni przytorowej. pół metra od niej...leżał ...Prawie,.,prawie dobiegł. zawsze robił po swojemu,nie mam mu za złe.  Cóż za ironia miał cały park trawy a chciał tej. Tamten dzień mnie zmienił. Szarość mnie nie ruszyła. Flashback'i mnie nie ruszyły. Park mnie nie ruszył. Skręciłam na pasach do Kasprowicza. Spojrzałam na fokę,która zamerdała ogonem. Jakoś nie było mi smutno.. Zmieniłam piosenkę na Tyler'a the Creator'a- Yonkers. Wróciłam do domu. zrobiłam bratu bio,bo jest leszczem. Siedzę tak i zamulam. może coś napiszę. Chociaż nie wiem o czym. Hyh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz