Szukaj na tym blogu

sobota, 17 marca 2012

Rajd/ BLUUUUUNTS!

Ey na rajdzie było smętnie ...Krótki rajd trwający zaledwie 2 h...przygotowałam się na wysiłek...a tu taka lipa. Z arkońskiego poleźliśmy na lody do kasprowicza...spox było. Of course poszłam później olce potruć. Miałam j jednego Blunta. Mama siedziała dziś sama z Mają.Myślałam co by go zjarać w toalecie..ale pewnie by poczuła..aż tak nie balansuje. Hah..Lecę więc do piwnicy pod pretekstem wzięcia ogórków. Za mną olka. Lubie zimne...piwnice..wbijamy więc. zamykam za nami...czuję się wręcz nielegalnie. Ale ja lubie nielegal.Energia mnie rozpiera...Fok oczywiście nam towarzyszy..bo ona jest zawsze towarzyszem naszego nielegalu. Ściągam sanki z górnej półki. stawiam je na podłodzę..siaadam. Olka siedzi na pieńku do rąbania drewna. Wyciągam zapalniczkę. Czarna,marki Bic z kamykiem do zapalania.Lubię się nią bawić. kojarzy mi się tylko z jaraniem Bluntów. Hah. Chwytam zrolowany brzeg bibułki uformowany w ustnik. Czuć już marychanę biorąc oddech. Uśmiecham się do Olki i podpalam..Eeey ona też czuję ten nielegal bo odwzajemnia uśmiech. Biorę wdech..głeboko w płuca. THC to mój shit right now.Pierwszy wdech jest najgorszy...przetrzymuję g raptem 3 sekundy,..prawie całość poszła w płuca ,bo prawię się zachłysnełam..reszta leci przez nos. Szczypią mnie oczy,czuję jak pęcherzyki płucne są rozkurwiane przez dym.Biola zryła mi mózg,wyobrażam se tą dyfuzję.Czuję słabość po 3 wdechu z serii tych Mocnych,rozpierdalającyh płuca.Olka też skusza się na bucha..jednak bierze jednego i pasuje. Znów się uśmiecham,biorę kolejną serię i czuję jak ledwo siedzę. Olka bierze 2 kolejne i już dziękuje.Ja dokańczam..czując jakbym miała zajebać glebe w tył..końcówkę odgaszam..DOBRZE(!) odgaszony blunt,a raczej jego reszta ląduje wśród węgla i drobnego rozpałkwego drewna:
-posiedżmy chwilę.-dusi mnie w gardle przez chwilę mam wrażanie przenikania się wrażeń zmysłowych..zółte światło zakurznej żarówki wydaję się być słodkie.
-oj dawaj..przejdzmy się
- sieeedz jebne chyba,,nie wstanę.- chill wydaję się być silny. Olka nie ustępuję więc wstaję..uchylam  okienko b trochę nadymiłam..zamykam i wychodzimy. Przynoszę ogórki..mama wciska mi maję na ręce...myślałam,że będzie przypał...byłyśmy w odległości jakichś 5 cm...wstrzymuje oddech z uśmiechem ..unoszę brew czekając aż mnie powącha czy coś..Bez wtopy.Po chwili wraca a ja wymykam się z psem do"Olki". Idziemy do Gałczyńskiego,który już nie budzi we mnie smutku..wkurwienia..czy nawet chęci omijania go szerokim łukiem. Budzi we mnie obojętność nabytą wraz z czasem.Siedzimy chwilę zamulając na ławce z dala od placu zabaw...Olce jest zimno..ma ochotę się pobujać..zbliża się już 18,od kiedy krążymy tak bez celu.W końcu idziemy na huśtawki,bo olka miała ochotę...Obok huśtawek stoi granatowe auto..małe...z pomarańczowym kogutem na dachu. Ponadto wymieniane jest ogrodzenia. płotki są"świeżo" betonowane...chociaż beton zdążył już stwardnieć..Ogarnia mnie beztroska...wieszam psa na jednym z pachołków..na co z uchylonych drzwi auta wychyla się stary dziad coś pierdoląc..usłyszałam tylko coś ,że fokę mam zabrać,strzelam swój look z serii "Saaaaay whaaaah?" i mniej więcej tak też pytająco odpowiadam sycząc przez zęby:
-że co?
- Powieś se tego psa na nodze!BO świeżo betnowane jest!
- Zamknij kurwa ryj. Czekam na dalszy przebieg akcji...mhym,..zawiodłam się..facet zamyka drzwi
:- Kurwa ja mu na nodzę powiesze. Odpinam fokysza dalej ciągnąc:
-Kamień kurwa i wrzuce go do wody ..albo nie kurwa połamie na miejscu-nie wiem skąd u mnie agresją,obseruję typa.Obok niego siedzi jakiś drugi
- Pa kurwa jakiś jeszcze jeden leszcz.Olka ogarnia huśtając się:
-chuj mu w dupę
- Skopałabym go kurwa..ale chuj wie co za many tam siedzi
-zchillluj..jakimś frajerem się przejmujesz
- Taki cwany kurwa..a niech tylko z auta wysiądzie. Zawijamy po 10 minutach,bo olce wciąż zimno. Mam ochotę wystawić Fucka ale się hamuję. Po 18 jestem w domu. Potem zaliczam z Anitą biedronke. Nakurwiam chińszczyznę(spóźniony obiad) dla siebie,matki i babci. Brat polazł na grilla. Zjadam ,bojąc się,że nie zdąże na spacer z foką ,bo umówiliśmy się z Anitą na 20:10 jednak wyrabiam się duuużo przed czasem,a czas poświęcam Maniurze,która jest słodka. Do cholery. Poza tym dziś spoko gadało mi się z matką. Pewno dlatego,że znów ćpałam..i polepszył mi się nastrój..podeszłam do tego z dystansem...Matka już podkirzona..pokłócona znów z nawalonym Wojtusiem..ale starałam się być miło...i It Worked out. Brechtałyśmy nawet..Chciałam iść do palladium bo masowe zapotrzebowanie na wodę..przekonując ją na co ona rzuciła:
-nieee...niee bo ja im za Leśnego dzbana wiszę.- rozbawiło mnie to nawet. Czułam się jakbyśmy znalazły nić porozumienia...obie na używkach..inaczej chyba nie potrafimy gadać..nie chciałam psuć tego "cudownego"...albo nie po prostu udanego dnia..więc o dragach ani słowa. Marudziłam coś babci co by mi towar od siebie z pracy przynosiła,bo pracuję w hotelu dla pielęgniarek na krzekowie..a tam jacyś Mani chowają po klatkach..marychuane..hasz i koke/lub amfe...Jakoś przekonana nie była..ale na odczep rzuciła:
-dobra dam ci znać. Matka uśmiechała się głupio. Reszte dnia/nocy spędziłyśmy oglądając na National Geo o ketaminie..środku używanym do znieczulenia w weterynarii,który jest dość silnym dragiem,dysocjantem..o efektach zbliżonych do Deksa(!)...Cóż więcej doodać używka klubowa,która ma szansę wyprzeć Extacsy,,lub już w sumie to zrobiła...mnieeejsza.Idę spać..zaraz..przeglądne jeszcze parę stron. i spać..jest pierwsza dwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz